Patrząc wstecz.
Jak wyglądało moje małżeństwo? Czy nie godząc się z zachowaniem mojego męża byłam przewrażliwiona? Czy to naturalne, że mężczyzna ignoruje to, co mówi jego partnerka życiowa? Czy to normalne, że liczy się z jej zdaniem, jeśli pasuje do jego decyzji? Czy w imię miłości należy się podpożądkowywać i zmieniać na żądanie drugiej osoby? Czy zaakceptowanie wad drugiego człowieka to objaw lenistwa? Więcej pytań niż czego kolwiek... Tak to wygląda w mojej głowie. Postaram się po krótce opisać moje małżeństwo... To będzie opis jednostronny, na pewno mój mąż i ojciec moich dzieci może wyłożyć swoje racje i z jego perspektywy będzie to wyglądało inaczej...
Decyzja o drastycznych krokach zapadła późną jesienią 2017. Wtedy potwierdziło się, że wyszłam za mąż, za człowieka, który jest totalnym egoistą i nie dojrzał do życia we dwoje (możliwe, że to tylko moja subiektywna opinia).
1. Pewnie mnie kochał na swój sposób, miłość rozumiał inaczej niż ja. Ciągłe upominanie mnie, to szczerość, której celem było doprowadzenie, żebym z brzydkiego kaczątka stałą się łabędziem... Tylko tym ciągłym upominaniem mnie zniszczył moje poczucie własnej wartości, bo choćbym nie wiem jak starała się sprostać jego oczekiwaniom, to i tak poprzeczki nie doskakiwałam (może nie widać po mnie, ale jestem idealistką, dążącą do perfekcji... ). Z mojej perspektywy, to ciągłe upominanie, to był brak akceptacji, próba przkształcenia mnie w ideał, "ulepienia" ze mnie kogoś doskonałego. Czułam się nieakceptowana.
2. Bardzo oszczędny mąż, jak wielu. Ja też do rozrzutnych nie należę... przeżyłam już czasy, kiedy zakup kurtki łączył się z konsekwencjami, że musiałam pożyczać na telefon... Zanim coś kupiłam, zastanawiałam się, czy mi to na pewno potrzebne... Zanim kupiłam ubranie, zastanawiałam sie, czy nie da się taniej. Jednak kupno butów używanych dla dziecka to moim zdaniem nie oszczędność, tylko skąpstwo, które się zemści w przyszłośći. Skoro mamy już duże oszczędności, to kilka dni wczesów, gdzie podadzą śniadanie i łązienka będzie w pokoju, to nie rozrzutność, tylko prawdziwy wypoczynek (nie musi być hotel****, wystarczy pensjonat lub dom wypoczynkowy)... Upieczenie domowego ciasta raz na tydzień też było komentowane - prąd kosztuje... Nawet coś ekonomicznie uzasadnionego - wyjazd autem na zakupy raz na tydzień, to problem...